
„Ten tu Ignaś Kitek to mały architekt, takich jak on nie ma wielu. Jako dwuletni bobas w pół godziny zbudował wieżę z pieluch, agrafek i kleju”.
Ale to dopiero był początek. Zobaczcie, co działo się później. Zapraszamy do recenzji książki dla dzieci „Ignaś Kitek, architekt”. Wydało ją, jakże pięknie jak na debiut, nowe na rynku Wydawnictwo Kinderkulka. Autorem jest Andrea Beaty, ilustracje wykonał David Roberts, a tekst przełożył Łukasz Witczak.
Wracając do Ignasia – później było trochę smrodku, bo okazało się, że pieluchy, z których Ignaś zbudował imitację krzywej wieży w Pizie, nie pachną zbyt czysto. Kolejne budowle Ignasia również zaskakują. Kościoły z jabłek, łuk z naleśników, w grę wchodzi jeszcze glina, modelina i wszystko co się znajdzie pod ręką.
Co na to rodzice? Czasem zbierają szczękę z podłogi. W najlepszym wypadku są oniemiali. Ale kiedy Ignaś kończy trzy lata, dociera do nich, że to mu nie minie.
I dobrze, chłopak ma pasje, to co ma mu mijać… Ale życie jest życiem i Ignaś idzie do szkoły, w której uczy go Pani Alinka. A ona „nie chce słyszeć o żadnych budynkach”.
No i się zaczyna. Rachowanie i głośna lektura. A gdzie miejsce na kreatywność, na pasję, uczenie się niejako przy okazji, zamiast nudnego wkuwania? Chyba na szkołę nie ma co w tym względzie liczyć.
Ale od czego są przypadki i zarządzenia losu? Traf chce, że na szkolnej wycieczce Ignaś będzie miał szansę udowodnić, że „żadne nie dzieje zło się kiedy mając lat osiem ktoś z uporem buduje marzenia”.
I to jest właśnie główne przesłanie książki. Nowe na rynku Wydawnictwo Kinderkulka właśnie wydawanie książek z przesłaniem stawia sobie za cel. W tym przypadku faktycznie im się udało. Przesłanie jest, ale nie w moralizatorskim tonie, raczej takie delikatne, subtelne podkreślenie tego, co do dorosłych czasem nie dociera.
Bo czasem na siłę próbujemy wpoić dzieciom nasze przekonania, dążenia, pasje. Właśnie, nasze. A przy tym nie zauważamy tego, że dziecko to odrębna istota, że swoimi pragnieniami i marzeniami. Przelewanie na dzieci swoich ambicji to chyba najgorsze, co możemy zrobić. Ileż to jest matek, które z córek usilnie chcą zrobić modelki, bo mają takie niespełnione pragnienie ze swoich młodych lat? Ilu ojców chce zrobić z dziecka lekarza/prawnika/innego specjalistę, pomimo że dziecko nie przejawia ku temu żadnych zdolności.
Ale ambicje to jedno, są jeszcze tacy, którzy na dziecko przelewają swoje leki i obawy, również podcinając w ten sposób skrzydła. Taka pani Alinka – to, że ma lęk związany z wysokimi budynkami nie powinno wpływać na jej podejście do pasji uczniów. A jednak wpływa. Tak samo w życiu. To, że rodzic boi się jeździć rowerem, nie powinno wpływać na to, czy dziecko jeździ. To, że rodzic nie umie pływać też nie powinno wpłynąć na umiejętność pływania dziecka. A jednak. Czasem warto się nad tym pochylić i zastanowić. I lektura Ignasia może nam w tym pomóc.
Jest jeszcze jeden aspekt, którego nie można pominąć. Szkoła. Ignaś zaczął mieć problemy z realizowaniem się w budowaniu i konstruowaniu w momencie, gdy poszedł do szkoły. Niestety polska szkolna rzeczywistość jest przerażająca. Dzieciaki nudzą się na lekcjach, nauczyciele nie potrafią zachęcić dzieci do nauki, nie mają pomysłów, czasem zabijają kreatywność. Oczywiście są wyjątki, które tylko potwierdzają regułę. Szkoła nie wyłapuje perełek, raczej sprowadza wszystkich do poziomu średniego. Niestety. I nasza w tym rola, żeby walczyć, jeśli nie o zmianę systemu szkolnictwa, podejścia do uczniów, sposobu prowadzenia lekcji czy zadawania bezsensownych prac domowych, to może chociaż o nasze dzieci, żeby próg szkoły nie był dla nich kresem kreatywności, której pełni są, zanim go przekroczą.
Dziecku lektura książki „Ignaś Kitek, architekt” również przeniesie korzyści. Nauczy nie zrażać się niepowodzeniami. Nauczy też jak walczyć o swoją pasję, o swoje marzenia.
Gałganka Ignaś bardzo wciągnął. Rymowany tekst wpada w ucho i po trzech czytaniach Gałganek cytował z pamięci co lepsze fragmenty (a jest ich sporo, bo tłumacz zrobił naprawdę dobrą robotę). Gałgankowi szczególnie do gustu, nie wiem dlaczego, przypadło „artystyczne kredo” 🙂
Ale oczywiście to nie wszystko. Książka jest pięknie zilustrowana. I bardzo dowcipnie. Dlatego ilustracje Gałganka śmieszą, zwłaszcza moment, w którym Ignaś występuje z gołą pupą (pieluchę zdjął, bo potrzebował do wybudowania wieży). Całość jest bardzo wyrazista, a do tego białe tło sprawia, że jest czysto i przejrzyście. A przy tym kolorowo.
Naprawdę udany debiut Wydawnictwa Kinderkulka. Polecamy. Zwłaszcza, że książka o Ignasiu to tylko wstęp do całej serii, w której kolejnymi bohaterami są dziewczynki. Na pewno będzie inżynierka. Już czekamy z niecierpliwością.